Miłkiem wyzłocony kraj.....
Miłkiem wyzłocony kraj.....
…Snuje sen o lecie – chciałoby się rzec.
To chyba z tęsknoty za wiosną w przewodnickiej głowie roją się łąki dekorowane złotem, śpiew ptasi w delcie rzeki Nidy nawołuje do wędrówek, a wnętrza gotyckich kościołów czy głowy Nepomuków i Frasobliwych czekają na wpadających w podziw turystów.
Ponidzie jest krainą zaczarowaną i magiczną, położone wśród łąk nazywanych świętokrzyskimi stepami, kusi uroczymi miasteczkami pełnymi szeptów przeszłości. Ponidzie to przede wszystkim synteza przyrody i sztuki – roślinność, której często próżno szukać gdzie indziej, rezerwaty przyrody pełne cudów natury, ale to także zabytki architektury - obok kościołów, o swoim istnieniu przypominają ariańskie zbory i żydowskie synagogi. Ponidzie to eklektyzm – po prostu Polska w miniaturze.
Wiosenny krajobraz Ponidzia, okolice Polichna
Co turyści lubią najbardziej na Ponidziu?
Legendy oczywiście, opowieści przekazywane z ust do ust, z pokolenia na pokolenie, to historie, które przetrwały do dziś i które w piękny i malowniczy sposób opisują Ponidzie, nazywane nie bez kozery zresztą - Świętokrzyską Toskanią.
Osią tego miejsca jest rzeka Nida, wije się ona przepięknie niezliczonymi meandrami wśród łąk i pastwisk, stanowiąc kręgosłup, który łączy ze sobą najstarsze ośrodki – Wiślicę, Nowy Korczyn, Chroberz, Chęciny. Wzniesione w jej pobliżu kościoły, ale również wsie czy miasteczka tworzą niezwykłą wspólnotę rzeki i krajobrazu, tak jakby jedno bez drugiego nie miało racji bytu. I to właśnie z nią – rzeką Nidą - związana jest pierwsza legenda.
To historia pewnej miłości. Jest młoda i piękna dziewczyna, jest i rycerz młody zakochany w dziewczynie po samą przyłbicę. Oszołomiona pierwszym uczuciem Nida, bo takie imię dziewczę nosi, obiecuje rycerzowi miłość dozgonną i rękę swoją. Nie docenia chłopiec uczucia i niestałe swoje serce oddaje innej dziewczynie. Upokorzona Nida rzuca się w toń rzeki przepływającej obok wsi, a mieszkańcy wzruszeni jej losem nadają rzece jej imię. I tak do dziś Nida snuje swoją opowieść, opowiadając ją wszystkim, którzy chcą i potrafią słuchać. Do tych zaliczamy. rzecz jasna, świętokrzyską przewodnicką brać.
A skoro zatem o rzece rzecz to niech drogi czytelnik - turysta pamięta, że Nida należy do najcieplejszych rzek w Polsce i nade wszystko lubi wylewać. Konia z rzędem temu, kto by nie chciał zobaczyć niezwykłego spektaklu jakim jest okresowe nidziańskie morze i drzewa po witki w wodzie. To jednak nie koniec atrakcji Nidy, bo stanowi ona także unikatowy przykład delty śródlądowej, w zagłębieniu o płaskim dnie rzeka zwalnia swój bieg i rozpościera wodne ramiona tworząc sieć małych wodnych cieków. Widzicie oczami wyobraźni te rozlewiska, królestwo ptactwa i owadów maści wszelakiej….?
Swoją drogą ponidziańska przyroda to kolejny temat rzeka, ale od razu zaznaczę, że w szeregach Geo - przewodników mamy takiego, który na Ponidziu każdy krzak zna, z każdym kwiatem przynajmniej raz słówko zamienił i nie będziemy tu stawać w szranki z wiedzą owego, bo to aż szkoda. A, że za chwilę skończy się zima, łąki na Ponidziu pokryją się kobiercem złocisto żółtego kwiecia to wycieczkę tką zaplanować warto. Bo kwiecie, które pokrywa całe Ponidzie nie jest takie całkiem zwyczajne. Miłek wiosenny kwiecie, stosowany zresztą od najdawniejszych czasów w medycynie ludowej jako środek pobudzający czynność serca, z łaciny zwany Adonisem to podobno krople krwi ukochanego Afrodyty, który zginął w nierównej walce z dzikiem zesłanym przez zazdrosnego Aresa. Nie jest to jedyne nawiązanie ponidziańskiej przyrody do mitologii, bo na przykład rosnący tu dziewięćsił miał powstać z łez Heleny Trojańskiej i tu możemy się zgodzić, bo tak jak Helena nie miała sobie równej w urodzie, tak i nie ma ziem piękniejszych niż te nad Nidą.
Nida w okolicach Pińczowa
Żeby przejść do kolejnej legendy musimy na chwilkę wpaść do Buska Zdroju. Miasto zwane Ponidziańską Prowansją z uwagi na klimat tu panujący, szczyci się mianem najbardziej nasłonecznionego uzdrowiska w Polsce, mi. in dlatego w miejskim herbie króluje właśnie słońce. Dziś przyjeżdżamy tu do wód siarkowych, stąd tez specyficzny zapach unoszący się w części zdrojowej miasta, ale warto pamiętać, że owo dobro zawdzięczamy czartowi, który przegoniony ze swojej kryjówki przez jedną z sióstr norbertanek, postanowił się zemścić, zatruł i zażółcił wodę wypływającą z jego byłej kryjówki. I znów z pomocą przychodzą norbertanki, w odpowiedzi na ich modlitwę Bóg odwraca zło i zatruta piekielną siarką woda zyskuje właściwości lecznicze, z których tak kuracjusze jak i turyści korzystają bardzo chętnie.
Ponidziańskie uzdrowisko może się również poszczycić jednym z najcenniejszych zabytków drewnianej sztuki sakralnej jakim jest kościół pod wezwaniem Świętego Leonarda. W późnobarokowym ołtarzu głównym, między pomalowanymi na czarno kolumnami o złoconych głowicach, widnieje figura św. Leonarda. Stoi w niszy ozdobionej ornamentem akantowym, ceramicznymi rozetami i kwiatami róży, a że patronuje między innymi więźniom to w ręku trzyma kajdany. Wszystkich zainteresuje z pewnością figura Matki Boskiej Niepokalanej, która niczym lalka ma ruchome ręce i ramiona. Na przykościelnym cmentarzu pochowany jest m.in założyciel buskiego uzdrowiska - Feliks Rzewuski. Niezwykły klimat uzdrowiska najłatwiej poczuć w XIX wiecznym Parku Zdrojowym – uporządkowany francuski ogród otoczony chaotycznymi dróżkami ogrodu angielskiego. Clou całego parku stanowi Aleja Marzeń, która przechodząc w aleję kasztanową biegnie aż do buskiego rynku, stanowiąc miejsce spotkań i relaksu w cieniu drzew.
Zwiedzanie Buska Zdrój z przewodnikiem
W niedalekiej odległości od uzdrowiska usytuował się Rezerwat Skorocice, perła w koronie ponidziańskich obszarów chronionych. Tu znajduje się niezwykły wąwóz gipsowy podzielony na dwie części wysoką Drogą, z dna wąwozu do tych nieco wrażliwszych uszu dojdzie szept skorocickiego potoku. Który wije się wśród podziemnych korytarzy i grot. Na turystów, którzy zapuszczą się tu na wycieczkę czekają same niezwykłości – wychodnie gipsowe w formie ambon, grzęd, ścian, a także most skalny, którym można przejść nad zapadliskiem i grotą.
Rezerwat przyrody Skorocice
Pamiętajcie, że Ponidzie od czasów powstania państwa Polskiego było dynamicznie rozwijającym się teren osadniczym, a rozwój całego regionu stymulowała Wiślica, należąca do głównych ośrodków miejskich średniowiecznej Polski. Niech więc zabrzmi wiślicki dzwon, a kolegiaty klin rozdzieli świat na cztery strony, na naszej trasie Wiślica, która ma w sobie więcej znaków zapytania niż niepodważalnych faktów. Mroki dziejów Wiślicy rozprasza dopiero wiek X , kiedy to wchodzi ona w skład władztwa pierwszych Piastów, to jednak opowieść, którą posnujemy gdy się spotkamy, a dziś…
Powiemy Wam, ze małe niezmiennie pozostaje piękne. Ten historyczny gród księcia Wisława, to jedna z najstarszych miejscowości w kraju, posadowiona na 15. kilometrze za Buskiem-Zdrojem słynie chociażby ze statutów wiślickich (1347 r.), pierwszego w Polsce spisanego zbioru praw zwyczajowych, który stał się podstawą praw obowiązujących aż do rozbiorów. Ale przecież nie tylko. Już z daleka widać górującą nad miastem świątynię, można byłoby przypuszczać, że ufundował ją Władysław Łokietek, wdzięczny Stwórcy za skuteczne ukrywanie się w tych okolicach, kiedy musiał uchodzić przed wrogami. Tymczasem dzisiejszą Bazylikę Mniejszą pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Marii Panny wzniósł, i to niezupełnie z dobrej woli, Kazimierz Wielki. Kazimierz razu pewnego rozkazał utopić wikariusza wawelskiej katedry ks. Marcina Boryczkę za to, że zarzucał mu niemoralne prowadzenie się. Właściwie nie tyle on co biskup Bodzanta, ale jako, że to Baryczka owe wieści przyniósł on też za nie życiem zapłacił. O kochankach króla Kazimierza było zresztą dosyć głośno, bezcześcił on i stateczne niewiasty i szlachetnie urodzone dziewczęta. Niemniej jednak niepohamowany temperament Kazimierza Wielkiego zaowocował ufundowaniem sześciu kościołów, wśród nich tego w Wiślicy. O rzeczywistym fundatorze świadczy kamienna tablica przedstawiająca Kazimierza ofiarowującego Matce Boskiej miniaturę wiślickiej kolegiaty.
To, na co zwrócimy uwagę to umieszczona w ołtarzu Matka Boża Łokietkowa – zwana również uśmiechniętą Matką Boską. – Jej pochodzenie datuje się na rok 1300. Tradycja mówi, że w czasie walk o tron polski Władysław Łokietek miał się ukrywać w podziemiach wiślickiego kościoła i modlił się o powodzenie przed figurą Madonny. Któregoś dnia, gdy doszedł do słów: Mario okaż się matką” miał usłyszeć: Wstań Władysławie, idź, zwyciężysz, a ja będę z tobą. Ale, że świętokrzyscy przewodnicy znają się na rzeczy i opowieściami sypią jak z rękawa to opowiedzą wersję, która mówi, ze Łokietek modlić się miał przed ową figurką ukrywając się w Jaskini w Ojcowie, a po zwycięstwie miał ja ofiarować kościołowi w Wiślicy.
Wiślica to także historia pewnego szczekania. A zatem pozwólcie się wyprowadzić na Psią Górkę, tu zaś cofnijmy się w czasie do skandalu obyczajowego, który wybuchł w 1389 roku. Gniewosz z Dalewic oskarżył publicznie królową Jadwigę o niewierność względem starszego małżonka króla Władysława Jagiełły. Na życzenie królowej odbyła się rozprawa, podczas której udowodniono niewinność królowej, a plotkarza skazano na grzywnę i publiczne odszczekanie kłamstwa. I został Gniewosz zmuszony do wejścia pod ławę i słowami „zełgałem jak pies” odwołał oskarżenia. Miał przy tym zaszczekać. Wszystko odbyło się na wzgórzu za kościołem, stąd też nazwa, która do dziś bawi i zaciekawia.
Płyta erekcyjna Kolegiaty pw. Narodzenia NMP w Wislicy
O tym, co czeka Was jeszcze w Wiślicy opowiemy na wycieczce. Bo jak Wam wszystko sprzedamy tu, to kto z nami na Ponidzie, makami pachnące i słońcem wycałowane, pojedzie?
Tak sobie myślę, że warto byłoby zawitać do Nowego Korczyna. Bardzo, bardzo lubię to miejsce, które zachowało klimat takiego prowincjonalnego miasteczka, ale w znaczeniu spokoju, relaksu, odpoczynku, architektury i wielkiej historii, która szepcze do nas z każdego kąta. Dlaczego warto? Przede wszystkim z powodu historii nowokorczyńskich szkół, tutejsza szkoła parafialna powstała w wieku XII a już III wieki później stała się jedną z najlepszych w Małopolsce, uczniem tejże szkoły był Jan Długosz, którego ojciec był tu starostą. Ta szkoła dawała doskonałe przygotowanie edukacyjne, jej absolwenci kontynuowali naukę w Akademii Krakowskiej czyli na dzisiejszym UJ. Wiemy, że uzyskiwali stopnie m.in bakałarza tudzież magistra.
Ale z Korczynem związane są postacie Bolesława Wstydliwego, który urodził się w pobliskim starym Korczynie, i jego żoną Kinga. Jeśli zaś mówimy o Kindze to warto wspomnieć o jej źródełku. Co ciekawe do niego swego czasu przybywali pielgrzymi nawet z Litwy. Według legendy studzienkę kazała wykopać Święta Kinga, miała lubić to miejsce, ponoć często tu o bywała. Któregoś dnia miała zobaczyć tu dziecko, które ledwo widziało, po kilkukrotnym przetarciu wodą oczu maluch wzrok odzyskał. Po śmierci Kingi wodę rozwożono na terenie całej Polski. Powiada się, że w 1684 roku podczas beatyfikacji Kingi jeden z mieszkańców Nowego Korczyna 120 –letni Stanisław Kabała zeznawał, że odkąd pamięta lud do źródełka wypraszać łaski przychodził i je uzyskiwał, on sam po trzykrotnym obmyciu oczu miał wzrok odzyskać po około 40 letnim kalectwie.
Dlaczego Kinga? Wiemy, że pozostawała w białym małżeństwie a dnie i noce spędzać miała na gorliwej modlitwie. Udzielała się tu w dobroczynności, a lud jej wiele zawdzięczał. Ufundowała kościół pod wezwaniem świętego Stanisława, a do dziś w Nowym Korczynie urządzane są Kingonalia – lipcowe uroczystości ku jej czci. W ciekawostek dotyczących kościoła św. Stanisława warto dodać, że nad wejściem do kościoła z muru wystaje... Śmigło samolotu. Zostało tam umieszczone na pamiątkę wydarzenia, które miało miejsce podczas II wojny Światowej. Otóż jeden z samolotów radzieckich, zestrzelony przez Niemców, spadł na Kościół, niszcząc fragment muru i kościelne organy. W drugim kościele - pod wezwaniem świętej trójcy w kryptach grobowych spoczywa ciało zabalsamowanego Żyda, który przeszedł na wiarę katolicką.
I kolejne miasto na Ponidziu – nad brzegiem Nidy pięknie położony Pińczów. I legenda. Tu również mamy nieszczęśliwych kochanków. Rzecz dotyczy czasów, gdy Pińczów był osadą handlową, przybył tam z karawaną pewien urodziwy młodzieniec i jak to zwykle bywa – zakochał się w pięknej córce możnego pana. Ojciec dziewczyny jednak nie wyraził zgody na małżeństwo i wygnał chłopca za bramę. Nie stanęło na przeszkodzie zakochanym, chłopiec wrócił i swej ukochanej podarował krzew pąsowej róży. Wściekły ojciec strzelił w stronę młodzieńca z łuku, ale strzała rozdwoiła się w locie, wbiła się w pierś chłopca, ale ominęła serce. Kilka kropl krwi spadło natomiast na krzak, który w tej samej chwili zakwitł. Ojciec widząc, że opatrzność nad kochankami czuwa dał im swoje błogosławieństwo, różany krzak dał początek pińczowskim różanym ogrodom, samo miasto nazywano przez lata różanym. Pamiątką po owej historii jest rozdwojona strzałą w herbie miasta.
A w samym Pińczowie same cuda… cuda wianki, bo kościół i klasztor o. Reformatów, którego dziedziniec aż się prosi, by przyklęknąć i usłyszeć głosy mnichów szepczących od wieków różaniec. Pińczów to sarmackie Ateny, to Rej, który Kochanowskiemu palmę pierwszeństwa oddaje, a w tym wszystkim szelest kart Biblii Brzeskiej wydanej w ariańskiej drukarni, do dziś zresztą stojącej. To, co jednak w Pińczowie najpiękniejsze to wciąż unoszący się tu duch eklektyzmu – to, czego tak bardzo dziś brak, cudowna, wiekowa współgra wszystkich niemal wyznań.
W Pińczowie dnieje, a wschód najlepiej oglądać ze Wzgórza Świętej Anny. Dlaczego? Nie, nie dziś – nie zdradza się tajemnic Pińczowa na kartach bloga.
To, nasi mili, to nie jest nawet ułamek Ponidzia, tenże poznacie zapisując się na wycieczkę z najlepszymi przewodnikami świętokrzyskimi.
Kaplica Św. Anny w Pińczowie
Tekst: Aneta Marciniak
Zdjęcia: Jacek Dopieralski©
©Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie treści i zdjęć artykułu tylko za zgodą Agencji Turystyki Geo Travel, Jacek Dopieralski